Pytałem Sonii czy nic jej nie jest. Ona odpowiadała, że wszystko w porządku. Nagle usłyszeliśmy wszyscy krzyk, a po chwili błysk. Pobiegliśmy na miejsce zdarzenia. Dwie pierwszoklasistki klęczały przerażone, a przed nimi leżała nieruchomo Samanta. Pan Dermunt podbiegł do dziewczyny. Po kilku minutach stresu czarodziejka zaczęła się budzić. Tetto, Natalia i Sonia podbiegły do niej uradowane. Odetchnąłem z ulgą, że nic jej nie jest. Jednak niebezpieczeństwo nie zostało zażegnane - co się stało ze Strzygą? gdzie jest Will?
Z zamyślenia wyrwały mnie odgłosy zdumienia. Samanta pokazywała miejsce na dachu gdzieś za mną. Odwróciłem się. Zobaczyłem kupkę prochu, którą powoli roznosił wiatr. Podszedłem do tego.
- I co o tym sądzisz? - usłyszałem głos Samanty
- Według mnie wyssałaś z niej całą wodę, dlatego tak wygląda. Nie chciał bym tak zginąć.
Po plecach przebiegł mi lodowaty dreszcz.
- I co z tym zrobić? - spytał ktoś.
- Prochy wampirów rozsypuje się na wszystkie strony świata by nie powstały z grobów - powiedziałem. - Nie wiem, czy Strzygi też się regenerują, ale ja bym rozsypał te prochy.
- Kiriyu - usłyszałem swoje nazwisko. Pan Paul Jenkis podszedł do mnie. - Może dałoby się z tego dowiedzieć o co chodziło temu potworowi. Wezmę to do szkoły.
- Nie wiadomo czy się nie zregeneruje! - zaprotestowałem. - A jeżeli powstanie w środku lekcji?! Wszyscy będziemy w niebezpieczeństwie.
- Biorę całą odpowiedzialność Kiriyu. Nie martw się.
Pan Jenkis wziął proch i udał się do szkoły.
Nie spodobało mi się to, ale nie miałem nic do gadania. Wróciłem do pokoju i zastanawiałem się gdzie mógł się podziać William...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz