Przez swój ostatni sen nabrałam wyrzutów sumienia. Powinnam powiedzieć przyjaciołom wprost, że nie mam ochoty pogrywać z nimi w jakieś intrygi, a nie uciekać z podkulonym ogonem, bez słowa. I będę musiała tak zrobić.
"Tak! Wezmę się w garść i wszystko będzie jak dawniej" pomyślałam. No, może nie wszystko...
Ostrożnie wyjrzałam z dziupli starego drzewa; las o poranku był naprawdę wspaniały, nie to co w nocy. Wyleciałam z kryjówki, kierując się w stronę szkoły. Dotarłam do okna swojego pokoju i tam wróciłam do zwykłej postaci.
- Oh misty eye of the mountain below...- zanuciłam, kładąc się na łóżku. Od razu zrobiło mi się lepiej; noc w lesie nie była zbyt dobrym pomysłem, ale przynajmniej żyję i mogłam teraz leżeć w wygodnym łóżeczku.
- Keep carefull watch of my brother's souls...
Nawet pasowało. Nie wiedziałam, co się dzieje z moimi przyjaciółmi, więc pocieszałam się, że są pod czyimś czuwaniem; tak metaforycznie.
Nagle coś weszło przez uchylone drzwi do pokoju. To Tsume! Wilk podszedł do mnie i wskoczył na łóżko. Pogłaskałam go po głowie.
- Zero nie ma teraz dla ciebie czasu, prawda?- spytałam.- Hmm... Tak samo jak dla innych spraw.
Po raz kolejny przywołałam wspomnienie ambitnego planu. Przedstawienie teatralne poszło w niepamięć po ostatnich wydarzeniach. W głębi duszy miałam nadzieję, że przyjaciele porzucą to niedorzeczne pogrywanie z Sam i zaczną coś myśleć w tej sprawie. A może jakimś cudem pogodzą obie rzeczy?
Na korytarzu ukazał się cień jakiejś osoby i ktoś zapukał do drzwi.
*Ktoś?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz