Kiedy ja i Zero weszliśmy do pokoju, stwierdziłam, że sytuacja zrobiła się naprawdę poważna.
- Po co ta cała farsa?- spytałam już nieco zirytowana.
- Ten smarkacz mnie wkurza!- wybuchła Sam.- Jestem pewna, że chce nam odebrać Natalię!
- Czy ty ogłuchłaś, kobieto!?- warknął Isaac.- Wyjaśniłem przecież, że nic nie mam do waszej przyjaźni i że powinnyście pogadać!
- Nie będziesz mi rozkazywał!
- Myślę, że najpierw powinniście się uspokoić...- wtrącił Zero.
- Uspokoić?!- parsknął Isaac.- Przy niej- wskazał palcem Samantę- nie da się być spokojnym!
- Lepiej posłuchaj mnie i Zera, jeśli Sam nie jest dla ciebie autorytetem.- W środku się we mnie kotłowało, jednak zachowałam opanowanie.
- Myślisz, że to coś zmieni?- Stanął ze mną twarzą w twarz.- Otóż nie. Nawet wy, wielkie wampiry, nie zdołacie zmienić mego nastawienia!
- Nie krzycz na mnie.
Wszyscy zamarli. Bezlitośnie patrzyłam Isaacowi w oczy, na co ten zaczął powoli wymiękać. Usiadł na łóżku ze zszokowaną miną.
Sama się zdziwiłam, słysząc swoje późniejsze słowa. To nie mogłam być ja...
- Jeśli ktokolwiek z was podniesie w tej chwili głos... Zabiję.
Odetchnęłam momentalnie i złapałam sięza głowę.
*Sam, Isaac, Zero?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz