Upiłam łyk czekolady. Nadal sądziłam, że nie powinno się wtrącać w czyjeś sprawy, zwłaszcza takiego typu. Ja czułabym się bardzo nieswojo, domyślając się, że przyjaciele próbują "pomóc" mnie i Zeru.
Nic nie powiedziałam na twierdzące odpowiedzi przyjaciół. Wypiłam napój do końca i po zapłaceniu wyszliśmy z kawiarni.
Dotarliśmy do szkoły, gdzie przyjaciele skierowali się do akademika wilkołaków. Ja jakoś nie potrafiłam pójść z nimi; nie tyle dlatego, że nie znałam dobrze Edłorda i nie wiedziałam, jak zareaguje na wampira, ile dlatego, że po prostu nie rozumiałam, jak mogłabym zaangażować się w tą farsę. Cicho i niezauważalnie odłączyłam się od grupy.
Wyszłam pierwszym lepszym oknem na dach. Przeszłam się kawałek, aż do ulubionego miejsca do przesiadywania: tuż przy oknie do mojego pokoju. To tu grałam na harmonijce i zaatakowała mnie strzyga. Instrument leżał bezradnie w rynnie, porzucony przeze mnie niewiadomo kiedy. Wzięłam go, usiadłam i zagrałam kilka tabów.
- Nie jesteś z przyjaciółmi?- Pazury zazgrzytały na dachówkach zamczyska. Smok przeciągnął się i zwrócił się do mnie, kierując na mnie wzrok.
- Są chwile, kiedy lepiej pobyć samemu-odparłam krótko.
- Ach tak, potrzebujesz samotności, aby wszystko przemyśleć. Albo po prostu coś cię gryzie.
- Pewnie tak. Mam kiepski nastrój dzisiaj.
Smok już nic nie powiedział. Mogłam spokojnie pomyśleć o sprawie, która szybko została zastąpiona inicjatywą "pomocy" dla Samanty- przedstawieniu mającym wzbudzić dawno nie widzianą radość w sercach uczniów.
*A tymczasem... Will, Nati, Zero, Tetto?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz