Jadąc pociągiem, oglądał widoki za
oknem. Podejrzewał, że minęli już las, o którym opowiadał mu Friedrich.
Zamrugał oczyma, ze zdziwieniem stwierdzając, że jest trochę zmęczony.
Naprzeciw niego, spał aktualnie jakiś gruby facet. Artivis był
zdziwiony, gdy nie zwrócił uwagi na wygląd wampira. Blada skóra, żółte
oczy, czasem nawet przez nieuwagę ukazywał kły. Śmiertelnika to nie
obchodziło, tylko w momencie w którym wchodził do przedziału, łypnął na
chłopaka wzrokiem, uniósł brwi i usiadł. Odwrócił wzrok od okna, sięgnął
do plecaka i wyjął z niego jakąś książkę. Zatonął w lekturze.
~
Wysiadł z pociągu i z ulgą stwierdził, że ma możliwość wejścia do
ciemnego lasu. Nigdy nie lubił słońca. Nie płonął, u niego to nie
działało, ale szybko stawało się gorąco. Nie wiedział, czy dobrze
zapamiętał kierunek w którym miał iść, ale Friedrich polecił mu unikać
wzroku śmiertelników. Tak też postanowił robić, choć nigdy nie można być
pewnym, kto jest człowiekiem, a kto tylko takowego udaje. Jego
momentalnie można było rozpoznać, zdradzała go skóra. Pomimo to, dziś
się tym nie przejmował, a nawet sprawiało mu przyjemność to, że ktoś
zwracał na niego swoją uwagę. Potknął się nieumyślnie i poleciał do
przodu. Na szczęście odzyskał równowagę. Mruknął coś i ruszył dalej.
~
Las był niesamowicie duży. Czas ciągnął się niemiłosiernie, a wszędzie
było to samo. Drzewo, korzeń, drzewo. Na szczęście był wampirem, nie
męczył się tak szybko. Pomimo to, już zaczął ciężej oddychać. Gdy dotarł
do końca, przed sobą ujrzał szkołę, która była celem jego podróży.
Ściągnął brwi, ujrzał grupkę uczniów, którzy wchodzili właśnie do
jednego z budynków. Jego uwadze nie umknął też smok. Smok? Nigdy takiego
stworzenia nie widział, ale w sierocińcu mu to czytano. Tak, to
ewidentnie był smok. Otrząsnął się z szoku, wywołanego zobaczeniem
takiej istoty i wszedł na dziedziniec, jeśli tak to można nazwać.
Przełknął głośno ślinę, starał się opanować drżenie rąk, gdy stanął
przed mitycznym stworem i czekał na to, co stanie się dalej. Przedstawił
się, powiedział kto go tu przysłał. Następnie stróż szkoły wskazał mu
kierunek, gdzie mieścił się akademik wampirów. Ponoć był tam dopiero
trzecią osobą, a pozostali to perfekci. Nie miał pojęcia co to perfekt,
ale zapewne ktoś ważny, stojący wyżej w hierarchii niż on sam. Bowiem
Artivis wolał wiedzieć, kto stoi na jakim stanowisku. Zapewne aktualnie
był najniżej, ale akurat doświadczenie we wspinaniu się wyżej miał już
dobre. Miał swój własny pokój, nie był do tego przyzwyczajony. Zawsze
sypiał albo z wrzeszczącymi bachorami w sierocińcu, lub z pokojówką
Friedricha. Rzucił plecak na miękkie łóżko. Do pokoju nie wpadało
światło słońca, toteż odsłonił okno z widokiem na dziedziniec. W końcu
musiał coś widzieć. Łóżko było skryte przed światłem rzucanym przez
słońce wpadające do pokoju, tak jak stolik stojący na dywanie i krzesło.
Miał tu też małą komodę, do której włożył swoją dość małą ilość ubrań.
Westchnął i rzucił się na łóżko zakładając ręce za głowę. Nie wiedział
jak sobie poradzi, nie znał nikogo z wyjątkiem tego smoka, choć do niego
wolał się nie zbliżać. Wszystko co było większe od niego samego, nie
było uznawane za godne zaufania. W jego mniemaniu tylko on miał prawo
górować wzrostem i budową, a tych potężniejszym należy się strzec, bo ja
na ciebie spadnie to zmiażdży wszystkie narządy. Wstał i wyszedł z
pokoju. Wyszedł na dziedziniec, chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza, gdy
kątem oka dostrzegł czerwoną czuprynę.