Wszyscy byliśmy przerażeni, ale też trochę zmęczeni całym tym wydarzeniem; o Tetto nie wspomnę. Teraz, jak Natalia straciła przytomność, martwiłam się okropnie. Rany bolały przy każdym moim grymasie.
- Czyli co teraz?- spytałam słabym głosem.
Milczenie.
Rany wciąż bolały. Nie wierzę, że się nie zagoiły! Minęły tygodnie od ataku strzygi. Czy to coś groźniejszego?
Miałam nałożyć Tetto nowe opatrunki, gdy coś zauważyłam; małe stworzonko zapukało w okno, chcąc wejść. Nie wiedząc co myśleć, wpuściłam do skrzydła szpitalnego małego smoka.
Ten przeleciał przez salę, niosąc ze sobą leśny aromat, i wylądował u boku Tetto.
- A to co...?- wydukała dziewczyna na jego widok.
Dotknęłam twarzy.
- Rany nie bolą- wyszeptałam.
Przyjaciele dopiero teraz zobaczyli, co się działo; zapach lasu rozniósł się po całej sali, kiedy smok zgniótł w łapkach zioła i zaaplikował maź na rany wilkołaczki. Nie chcąc spłoszyć bezinteresownie (kto wie, czy świadomie) pomagającego stworzenia staliśmy i patrzyliśmy w milczeniu.
Po chwili smok podszedł do mnie (siedziałam na łóżku) i za pomocą dwóch palców posmarował specyfikiem każde moje draśnięcie. Rany powoli się zasklepiły.
- Czy to normalne?- spytał cicho Zero.
- Nawet jeśli nie- odparłam.- to mamy szczęście.
Smok poszybował do Natalii. Pomachał jej przed nosem jakimiś liśćmi. Jej twarz drgnęła.
*Samanta? Zero? Tetto? Może Natalia?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz