Byłam wewnętrznie rozdarta, gdy tego wieczoru leżałam niemal bez życia na łóżku. Pobyt w szkole zupełnie stracił smak, a starczyło na to kilka miesięcy. To już nawet nie chodzi o drobne konflikty między nami; problem dotknął większe grono. Otóż naszej szkole grozi zamknięcie. Powód? Brak chętnych i zaangażowania ze strony obecnych. Od dłuższego czasu nie przybył żaden pierwszoroczniak.
Ile czasu mi jeszcze zostało? Dwa lata? W każdym razie jeśli szkoła jeszcze trochę pociągnie, może zdążę ukończyć tu kształcenie. Jak ten czas leci...
Niespodziewanie mruknęłam:
- Doradca zgłosił raz Jego Królewskiej Mości: "Panie, czas zaprosić gości do swych zacnych włości..."
Zorientowałam się, że zebrało mi się na nietypową twórczość. Chwyciłam długopis i notes i zapisałam te pierwsze słowa. Zaczęłam powoli wymyślać historyjkę, w której rytmiczność polegała na częstym używaniu słów z końcówką "-ości". Z przejęcia wyszłam z pokoju i spacerując po zamku, recytowałam i zapisywałam:
"A że król chciał przekonać o swojej grzeczności,
zgodził się chętnie na skrzyknięcie gości,
w czym nie było żadnych trudności.
Lordowie zjechali do zacnych włości
Jego Najwspanialszej Królewskiej Mości,
gdzie czekały już na nich same pyszności..."
Dalej nie zdążyłam, bo na kogoś wpadłam. Spojrzałam z podłogi na tę osobę.
*Ktoś z naszej zgranej paczki? Będzie jak za dawnych czasów? :3*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz