- Wiem że nie lubisz tego dnia i tej pełni. Proszę Cię.- powiedziałem i sam się zmieniłem. Walczyłem ze strzygą. Parę razy nieźle mnie dziabnęła. W końcu powaliłem ją i zabiłem. Już chciałem ją rozszarpać na strzępy kiedy coś uderzyło mnie tak mocno że walnąłem w ścianę. Wstałem i otrzepałem się. Na dziedzińcu był smok śmierci.
Potwory zaczęły mnie atakować. Anka pomogła mi trochę i jakoś poradziliśmy sobie z nimi. Nagle ten sam smok złapał mnie za nogę zębami. Zawyłem z bólu i zacząłem uderzać go pazurami. Puścił moją nogę ale chyba ją połamał. Mimo silnego bólu podszedłem do balustrady i skoczyłem na smoka. Zacząłem mu odrywać łuski chroniące szyję. Kiedy nie było już ich na miejscu, które kiedy nie ma łusek bardzo łatwo jest przebić wbiłem pazury i uśmierciłem go. Nie zdążyłem zeskoczyć z niego w porę i przygniótł mi nogi. Ledno wyciągnąłem je spod jego ciężaru. Nie mogłem wstać.
- No pięknie połamane.- Powiedziałem. Ostatkiem sił spróbowałem wrócić do swojego pokoju. Kiedy już tam byłem z wycieńczenia straciłem przytomność. Leżałem tam chyba do południa.
Annabella?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz